oboz pracy w Swarzedzu zdjęcie

Obóz pracy

AUTOR: ANNA ZIÓŁKOWSKA

 

Obóz Zbiorczy Niemieckiego Frontu Pracy nr 24 w Swarzędzu

Jednym z elementów składowych polityki narodowościowej realizowanej przez władze hitlerowskie w Kraju Warty była bezpośrednia i pośrednia eksterminacja zamieszkałej tam ludności polskiej i żydowskiej. Prześladowania Żydów – podobnie jak Polaków – zaczęły się już od pierwszych chwil okupacji. Polacy i Żydzi ginęli w egzekucjach, zmuszani byli do wykonywania różnych ciężkich robót poprzez nałożenie przymusu pracy, wywłaszczani, zakazano im samowolnej zmiany miejsca zamieszkania. Zostali objęci akcją wysiedleń do Generalnego Gubernatorstwa.

Postępowanie niemieckich władz cywilnych, wojskowych i policyjnych wobec Żydów opierało się przede wszystkim na tajnych i poufnych rozporządzeniach specjalnych, wprowadzających szereg ograniczeń prawnych, nakazów, zakazów. Doprowadziły one do całkowitego wyodrębnienia Żydów z reszty społeczeństwa. Widomym tego symbolem było wprowadzenie na mocy decyzji namiestnika Kraju Warty Arthura Greisera z dnia 26 listopada 1939 r. oznakowania Żydów gwiazdą Dawida.

Pozostałą, niewysiedloną z Kraju Warty ludność żydowską, skupiono w gettach, tj. wydzielonych dzielnicach niektórych miast, gdzie była strzeżona przez policję. Największe getto zorganizowano w łodzi, w którym łącznie w okresie okupacji mieszkało około 200 tys. osób. Jednym z zadań, jakie postawiły niemieckie władze okupacyjne przed gminami żydowskimi, był obowiązek dostarczenia przez nie odpowiednich kontyngentów mieszkańców gett, zatrudnianych następnie do najcięższych prac fizycznych.

Z czasem pracę Żydów wykorzystywano nie tylko na miejscu

– przede wszystkim w getcie łódzkim i tzw. gettach prowincjonalnych Kraju Warty (m.in. w Kutnie, Włocławku, Zduńskiej Woli, Sieradzu, Gostyninie, Warcie, Pabianicach), ale zaczęto również wywozić robotników do licznych obozów pracy przymusowej, uzupełniając w ten sposób zapotrzebowanie władz niemieckich na tanią siłę roboczą. W planach niemieckich obozy te odgrywały duże znaczenie dla całej struktury Kraju Warty. Osadzoną w nich ludność żydowską zatrudniano przy rozbudowie dróg (w tym autostrady łączącej Frankfurt nad Odrą z Poznaniem), sieci kolejowej, dróg wodnych, przebudowie miast, a także w gospodarstwach rolnych. Były także jednym z ogniw w polityce eksterminacji i bezprzykładnego wyzysku niewykwalifikowanych robotników żydowskich. Słowa, zapożyczone z dzieła Lorenza Diefenbacha  Praca czyni wolnym  (Arbeit macht frei), nabrały przy tym szczególnie cynicznego znaczenia i towarzyszyły przez cały czas pracy więźniów.

Na wyniszczenie przez pracę, stałe maltretowanie, trudy życia obozowego skazano także więźniów obozu pracy przymusowej w Swarzędzu.

Obóz, występujący pod urzędową nazwą Gemeinschaftslager der DAF Nr 24 (Obóz Zbiorczy Niemieckiego Frontu Pracy nr 24) został założony 21 lipca 1941 r. Jego powstanie wiązało się z modernizacją ważnego z punktu widzenia strategicznego szlaku kolejowego łączącego Trzecią Rzeszę ze wschodem, tj. budową drugiego toru kolejowego na trasie Poznań–Warszawa. Obóz założono przy ul. Nowowiejskiej, w pobliżu dworca kolejowego. Więźniów zakwaterowano w drewnianych barakach postawionych przez Niemiecką Kolej Rzeszy (Deutsche Reichsbahn). Znajdowały się tam także pomieszczenia biura obozowego, kantyny i barak, w którym przechowywano sprzęt.

W wydzielonej części obozu mieszkali robotnicy polscy zatrudnieni także przy rozbudowie torów kolejowych. Jak zeznawał po wojnie Henryk Józef Majchrzak: […] na budowie w Swarzędzu […] zatrudnieni byli jako robotnicy fizyczni Żydzi. Było ich w ilości od 250-300. Żydzi ci pojawili się na terenie Swarzędza po odejściu jeńców angielskich […]. Żydzi ci byli obozowani w jednym obozie razem z Polakami, z tym że przednią część zajmowali Polacy, którzy mieli swobodę ruchów, a tylną część zapłotowaną kolczastym drutem zajmowali Żydzi.

Uzupełnieniem relacji H. J. Majchrzaka o lokalizacji miejsca osadzenia Żydów jest odręczny szkic obozu wykonany przez Bolesława Dembińskiego.

Do obozu skierowano Żydów m.in. z getta łódzkiego, często członków jednej rodziny: braci, kuzynów, ojca z synami, a także z gett w Koźminku, łasku, Turku, Bełchatowie. Wśród osadzonych znajdowało się także kilku Żydów pochodzących z Niemiec.

Zleceniodawcą robót w Swarzędzu była Niemiecka Kolej Rzeszy, która zleciła wykonanie robót dwóm firmom: Wilhelm Jung–Rudolf Schmidt, Eisenbahn Posen-Warschau (Wilhelm Jung–Rudolf Schmidt Bauunternehmung Frankfurt am Main) oraz Grün & Bilfinger Tief– u. Hochbau A. G. Mannheim,  które zwracały się do niemieckiej administracji getta (Gettoverwaltung, Zarząd Getta) w łodzi, kierującego całością spraw związanych z deportacją Żydów w Kraju Warty do obozów pracy przymusowej, o wyznaczenie robotników żydowskich do pracy.

Z kolei nadzór nad organizacją pracy ludności żydowskiej w okręgu sprawował Krajowy Urząd Pracy w Poznaniu.

Jak ustalono, firmy niemieckie – podwykonawcy robót prowadzonych tylko przez Kolej Rzeszy – w obozach pracy przymusowej w Kraju Warty, według stanu z 14 września 1942 r. zatrudniały łącznie 2300 więźniów żydowskich. Wszystkie one czerpały ogromne korzyści finansowe z morderczej eksploatacji siły roboczej Żydów.

Prowadzenie obozu przekazano funkcjonariuszom Niemieckiego Frontu Pracy, którzy pełnili funkcję kierowników obozu (Lagerführer). Byli to kolejno: Schulze, a po nim pochodzący z Lipska Willi Grosse.

Natomiast bezpośredni nadzór nad obozem sprawowało poznańskie gestapo. Z kolei roboty budowlane, które na odcinku Poznań–Słupca nadzorował kolejowy odcinek budowy z siedzibą we Wrześni (Deutsche Reichsbahn – Neubauamt Wreschen) z ramienia firmy Jung prowadził początkowo  Emil Jung, a następnie Walter Feickert. Dozór nad więźniami pełniła załoga złożona z członków Wach– und Schliessgesellaschaft  (Towarzystwo Ochrony i Dozoru Mienia).

Do dozorowania więźniów zobowiązani byli także wszyscy Niemcy, w tym straż kolejowa i cywilny personel niemiecki. W obozie – zgodnie z wprowadzonymi przez władze niemieckie zarządzeniami – był wskazany spośród wszystkich więźniów tzw. starszy Żydów (Judenälteste), który pełnił funkcję łącznika pomiędzy komendantem obozu a więźniami. Nazwiska jego nie zdołano jednak ustalić.

Z funkcjonowaniem obozu związany był także personel administracyjny, a więc magazynierzy, kucharki obozowe, które przygotowywały oddzielne posiłki dla więźniów i skoszarowanych w obozie robotników polskich, mieszkających w jego wydzielonej części.

Do firmy Wilhelm Jung–Rudolf Schmidt z nakazu pracy skierowany został także Polak, zajmujący się rachunkowością i sporządzający sprawozdania finansowe na potrzeby Zarządu Getta w Łodzi. O liczbie więźniów osadzonych w obozie w Swarzędzu dowiadujemy się ze sprawozdań sporządzanych przez niemiecki Zarząd Getta w Łodzi. I tak np. w dniu 1 lipca 1942 r. w firmie Jung pracowało 149 więźniów. Stan osadzonych zwiększył się 15 lipca tego roku do 218. Jednakże już pod koniec sierpnia 1942 r. wykaz dzienny więźniów wskazuje na 186 mężczyzn. W marcu 1943 r. liczba ta zmniejszyła się do 131 osób, a 1 sierpnia 1943 r. było tam już tylko 86 Żydów.

Z kolei firma Grün & Bilfinger korzystała z pracy więźniów tego obozu tylko przez kilka miesięcy, i tak: w dniu 1 lipca 1942 r. z obozu w Swarzędzu skierowano do tego przedsiębiorstwa 21 więźniów, a 25 sierpnia tego roku 18 Żydów. Tego też dnia przedsiębiorstwo to zaprzestało prowadzenia robót w Swarzędzu, a tym samym wykorzystywania więźniów do ciężkich prac fizycznych. Żydzi osadzeni w obozie pracy przymusowej traktowani byli jak więźniowie i poddani reżimowi obozowemu, narzuconemu im na mocy szeregu rozporządzeń wydanych przez władze niemieckie, które bezwzględnie egzekwowali nie tylko członkowie załogi obozowej, ale także przedsiębiorcy niemieccy. Regulowały one m.in. wewnętrzne życie obozowe, zasady zaopatrzenia Żydów w żywność, odzież, obuwie, środki higieny, a także warunki płacowe, na jakich byli zatrudniani. Wszystkie zarządzenia akceptowały egzystencję, a właściwie wegetację więźniów żyjących w warunkach upokarzających każdego człowieka, które nie dawały im szans fizycznego przetrwania. Szczególnie dotkliwie więźniowie odczuwali nieustannie dręczący ich głód. Niewystarczające przydziały żywności, ich niewłaściwa jakość, wynikały nie tylko z doraźnie wydawanych w tej kwestii zarządzeń, ale także z ogólnie głoszonej zasady, że rasa niżej stojąca potrzebuje […] mniej przestrzeni, mniej odzieży i mniej żywności. Pogląd taki reprezentował między innymi Robert Ley, przywódca Niemieckiego Frontu Pracy. Tak więc kryteria rasowe decydowały o wartości kalorycznej, wielkości norm żywieniowych i rodzaju przydzielanych produktów. Zgodnie z tak wyrażonymi zaleceniami, wyżywienie więźniów służyć miało jedynie utrzymaniu ich zdolności do pracy. Jak zeznawał po wojnie Erwin Lewy, więźniowie obozu w Swarzędzu otrzymywali: dziennie 200 g chleba, litr zupy obozowej (tzw.  Lagersuppe), raz w tygodniu łyżkę marmolady, a 25 g margaryny tylko w dni świąteczne. Relację tę uzupełniają Polacy w czasie okupacji zatrudnieni w firmie Jung–Schmidt. Jan Tylkowski, stwierdza: Żydzi pracowali od godz. 7.00 rano do godz. 16.00, Z reguły cierpieli na głód i wyglądali jak chodzące szkielety.

Henryk Józef Majchrzak dodaje: Żydzi mieli swoją własną stołówkę. Wyżywienie dla Żydów było bardzo słabe, mięsa nigdy nie otrzymywali. Dzienne wyżywienie Żyda składało się z czarnej kawy i chleba na śniadanie, to samo na kolację, a na obiad była jakaś zupa.

Dramatycznym uzupełnieniem tych zeznań jest kartka pocztowa – błagalna prośba – wysłana w czerwcu 1942 r. z obozu w Swarzędzu przez Fiszka Ajzenberga i skierowana do rodzin w getcie łódzkim o przesłanie paczki z żywnością, w której napisał: […] proszę Was, zróbcie wszystko, by mi wysłać paczkę: chleb, marmoladę, papierosy i nic więcej. Gdyby Was nie było stać, proszę Was, zwróćcie się do Poli, Heńka i naszych krewnych, żeby mi ją przysłali.

Więźniowie, skoszarowani w prymitywnych barakach, gdzie przeciekały dachy, a w porze zimowej panowało przenikliwe zimno, pozbawieni byli podstawowych sprzętów, które nie zapewniały im nawet minimum warunków do spania, wypoczynku. Landrat powiatu poznańskiego zarządzeniem z 15 lipca 1942 r. wprowadził szczegółowy wykaz sprzętu, jaki mógł się znajdować w izbach mieszkalnych więźniów. Wyposażenie osobiste więźnia to siennik, koc i ręcznik. Dla wszystkich przeznaczony był stół i miejsce, gdzie można było usiąść, ale tylko wtedy, kiedy zaistniała taka potrzeba. Osadzeni w obozie cierpieli na niedostatek odzieży, bielizny i obuwia. Wielu mieszkańców Swarzędza zapamiętało kolumny więźniów, nie tylko z obozu w Swarzędzu, ale również z Gruszczyna prowadzonych do pracy, ubranych w łachmany, w strojach niedostosowanych do warunków atmosferycznych. Jak wspominają: W zimie Żydzi ubrani byli w lekkie stroje i byli niesamowicie obdarci.

Przedsiębiorcy niemieccy zatrudniający Żydów niekiedy sami starali się o przydział obuwia i odzieży dla więźniów, pisząc w tej sprawie do Zarządu Getta w łodzi. Kierowali się przy tym nie troską o stan zdrowotny więźniów, ale własnym interesem. Więzień pracujący np. w obuwiu kaleczącym stopy, podatny na choroby, a w konsekwencji niezdolny do jej wykonywania, nie przynosił określonych zysków finansowych. W efekcie tych działań do obozu 9 stycznia 1943 r. przesłano obuwie, a także 88 sztuk bielizny. Cierpiącym szczególnie na niedostatek jedzenia więźniom starali się w miarę swoich możliwości pomóc Polacy, mieszkańcy Swarzędza i okolicznych wsi. Jan Tylkowski podaje: byli dożywiani przez nas Polaków, ziemniakami i chlebem. W akcję pomocy więźniom włączyli się także członkowie swarzędzkiej konspiracyjnej organizacji harcerskiej.

Więźniowie odczuwali także skutki poniżającej ich polityki płac, która w praktyce przekreślała jakiekolwiek szanse godziwego zarobku za wykonywaną pracę. Początkowo, na mocy zarządzenia namiestnika Kraju Warty ustalono stawkę za zatrudnienie robotnika

żydowskiego w wysokości 0,30 RM (reichsmark) za godzinę pracy. Z kwoty tej potrącano podatek, a część przekazywano na konto Zarządu Getta w łodzi. Rozporządzeniem z 26 czerwca 1942 r. wprowadzono zasadę całkowicie pozbawiającą Żydów jakiegokolwiek  wynagrodzenia. Ustalono w zamian za to opłatę za „wypożyczenie Żyda” (tzw. Judenleihgebühr) w wysokości 0,70 RM, którą za każdego robotnika żydowskiego przedsiębiorca winien był wnosić za każdy dzień kalendarzowy do kasy Zarządu Getta w łodzi. Przy czym opła-tę tę wnoszono niezależnie od tego czy pracownik był zdolny do pracy, czy był chory.

Ogólny stan zdrowotny robotników żydowskich, wynikający z katastrofalnych warunków bytowych w gettach, w jakich żyli przed deportacją do obozu, a także wyczerpująca, ponad siły fizyczne praca, brak należytej higieny osobistej, powodował, że stawali się oni coraz bardziej podatni na wiele chorób. Utrzymanie zdolności robotników żydowskich do pracy zmusiło pracodawców niemieckich do stworzenia więźniom formalnej opieki lekarskiej, która w warunkach obozowych sprowadzała się do minimum. Z nakazu kierownictwa odcinka budowy linii kolejowej we Wrześni (Neubauamt Wreschen), opiekę lekarską nad obozami w Swarzędzu, Nekli, Wrześni i Otocznej sprawował dr Franciszek Frąckowiak, która – jak stwierdził – była fikcją: O opiece lekarskiej nad Żydami w rzeczywistości mowy nie było, gdyż ograniczała się ona do zbadania chorego i podania sposobu leczenia. Lekarstw nie wolno im było podawać.[…] Każdy z obozów odwiedzałem dwa razy w tygodniu.

Szczególnie szybko rozprzestrzeniającą się chorobą wśród więźniów był dur plamisty. Zgodnie z obowiązującymi przepisami, jeszcze przed deportacją do obozu Żydzi mieli być odwszawieni. Temu celowi służyła także odwszalnia ustawiona na terenie obozu. To jednak nie ustrzegło więźniów od zachorowań. Na jej wzrost wpłynąć mogło tak-że przenoszenie części więźniów z obozu do obozu przez firmę Grün & Bilfinger. Według relacji dr. F. Frąckowiaka: Gdy w obozie żydowskim w Swarzędzu wybuchła epidemia tyfusu plamistego, Niemcy wywieźli – podobno w nocy – pod moją nieobecność wszystkich Żydów w niewiadomym kierunku, a na ich miejsce, po dezynfekcji baraków, przywieźli nową partię Żydów.

Więźniowie cierpieli także na liczne choroby układu pokarmowego, zatrucia, biegunki, schorzenia jelit. Panujący w obozie głód był z kolei przyczyną opuchlin głodowych. Narażeni byli na urazy powstałe w wyniku bicia. Skuteczne wyleczenie chorób, przy panującym głodzie, brudzie, braku nie tylko leków, ale także ogólnej poprawy warunków bytowych, było praktycznie niemożliwe. Ciężkie uszkodzenia ciała powodowały także wypadki, spowodowane pracą na czynnej i ważnej z punktu widzenia strategicznego trasie kolejowej wschód-zachód. Z raportu o stanie więźniów przesłanego przez administrację obozu do Zarządu Getta wiemy np., że w dniu 14 kwietnia 1942 r. było 34 więźniów niezdolnych do pracy. Przedsiębiorcy niemieccy starali się przy tym jak najszybciej usunąć chorych Żydów z obozu, przyczyniając się w ten sposób do przyspieszenia ich śmierci. Nie udzielali im bowiem właściwej pomocy na miejscu, a przeprowadzane w obozie selekcje eliminowały najsłabszych spośród niezdolnych do pracy. Tę grupę więźniów wywożono następnie do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem (Kulmhof).

Z niewiadomych powodów 14 kwietnia 1943 r. do getta łódzkiego skierowano 34 więźniów, deportowanych do obozu z gett Kraju Warty. Żydowska administracja getta nie chciała ich jednak przyjąć.

Pomiędzy Wydziałem Statystycznym a gettowym Urzędem Pracy (Referat: Praca poza Gettem) wywiązała się na ten temat korespondencja. W jej konkluzji kierownik Urzędu Pracy w getcie stwierdził: ponieważ nie znajdowały się w rejestrze transportów z naszego getta [wymienione w piśmie osoby – A. Z] to i tym samym z tutejszego getta nie wyjeżdżały. Należy przy tym nadmienić, że spośród wspomnianych 34 osób w okresie od 26 kwietnia do 15 sierpnia 1943 r. zmarło 6 więźniów.

W Urzędzie Stanu Cywilnego w Swarzędzu, właściwego terytorialnie dla obozu, odnotowano łącznie 9 przypadków zgonów więźniów. Wszystkie zostały zgłoszone ustnie jednego dnia, tj. 13 maja 1942 r. przez komendanta obozu Schulze. Akty zgonu sporządzono odręcznie na drukach urzędowych obowiązujących w Kraju Warty, oprawionych w tzw. księgę zgonu. Jednak każdy z wpisów został przekreślony i opatrzony jednobrzmiącym opisem w języku niemieckim: obok w księdze zmarłych za rok 1942 błędnie rozpoczęto wpis o wypadkach śmierci, został on przerwany, a przedruk łącznie z tekstem skreślony.

Są to przy tym jedyne wpisy w Urzędzie Stanu Cywilnego w Swarzędzu odnotowujące zgony więźniów z tego obozu. Zgony Żydów stwierdzał niemiecki lekarz ze Swarzędza dr Erwin Vetter. 

 

Wykaz imienny Żydów zmarłych w obozie w Swarzędzu, sporządzony na podstawie aktów zgonu:





* pisownia nazwisk zgodna z oryginałem

Źródło: USC w Swarzędzu, akty zgonu od nr 33/1942 do nr 41/1942

 

Zwłoki zmarłych chowano na miejscowym cmentarzu parafialnym przy ul. Poznańskiej. świadkiem pochówku Żydów był grabarz Wincenty Markiewicz, który zeznał: Chowano […] Żydów w ten sposób, że bez jakiegokolwiek zapowiadania przyjeżdżało gestapo z Żydami, jakiś gestapowiec wskazywał Żydom, gdzie mają kopać mogiły i następnie po wykopaniu mogił wrzucano do nich zwłoki […] albo zupełnie nagie, albo owinięte w prześcieradła. Gestapowcy zasadniczo zabraniali mi być obecnym przy chowaniu Żydów. Stałem jednak opodal […] i wszystko widziałem […]. Były to zwłoki mężczyzn w wieku 40–60 lat.

Z kolei według relacji B. Dembińskiego, ciała zmarłych i powieszonych w obozie Żydów, złożone w dole były posypane wapnem. Inni świadkowie podają, że pochówki odbywały się także na polu w pobliżu obozu. Obozy pracy przymusowej dla Żydów miały charakter ścisłego więzienia. Żydów karano śmiercią nie tylko za nieprzestrzeganie regulaminu obozowego, ucieczki, ale także za wszelkie próby oddalenia się z miejsca pracy (nawet w poszukiwaniu jedzenia). Kara miała utwierdzić więźniów, że wszelkie próby choćby chwilowego oddalenia się od obozu są bezskuteczne. Wyroki wykonywano przez powieszenie, a świadkami egzekucji byli nie tylko współwięźniowie, ale także miejscowi funkcjonariusze partyjni, przedstawiciele władz administracyjnych. Do przyglądania się egzekucji zmuszano również polskich robotników kolejowych pracujących w firmie Jung–Schmidt. Egzekucje poprzedzało niekiedy wystąpienie funkcjonariusza gestapo. Relacje o budowie szubienicy i przeprowadzonej pierwszej egzekucji złożył – podczas śledztwa prowadzonego przez ówczesną Okręgową Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich w Poznaniu – Franciszek Bączkiewicz: Pewnego roku latem – byłem w tartaku, który znajdował się naprzeciw obozu. W pewnej chwili przyszedł do mnie Polak, kierownik tartaku, którego nazwiska nie znam i powiedział mi, że do tartaku przyszli robotnicy z obozu po drzewo na budowę szubienicy, ponieważ mają wieszać Żydów. […] Udałem się pod szopę na szczyt sterty desek, skąd dokładnie obserwowałem, co się dzieje w obozie żydowskim. […] Zauważyłem ok. godz. 15, jak kolumny robotników żydowskich ustawiały się na placu obozu żydowskiego. W pewnym momencie jeden z umundurowanych Niemców (albo z policji albo z gestapo) donośnym głosem odczytał wyrok, z którego treści wynikało, że pięciu Żydów zostało skazanych na karę śmierci przez powieszenie za to, że opuścili stanowiska pracy i chodzili po wsiach, prosząc mieszkańców o żywność. Po odczytaniu tego wyroku widziałem, jak wyprowadzano trzech Żydów pod zbudowaną na placu szubienicę, którym kazano wejść na deskę, jaka wspierała się na dwóch kozłach. Następnie inni Żydzi na rozkaz Niemców zarzucili skazańcom pętlę na szyję i równocześnie usunęli deskę, na której stali – spod nóg. Po usunięciu deski trzech Żydów zawisło na szubienicy, z tym że jeden z Żydów o wadze ok. 40 kg, zerwał się z szubienicy i upadł na ziemię. Żyda tego wyprowadzili na stronę, a po małej chwili zerwali pętlę z powieszonych Żydów, po czym przyszedł lekarz, który stwierdził zgon trzech Żydów. Po usunięciu powieszonych Żydów z szubienicy, powieszono w podobny sposób dwóch następnych Żydów, a na końcu również tego Żyda, który urwał się spod szubienicy. Łącznie tego dnia powieszono pięciu Żydów.

Zapewne podobny los spotkał Załme i Froima Koczełkowskich, którzy w dniu 8 marca 1942 r. zbiegli z obozu. O ich ujęciu donosiła wychodząca w Kraju Warty gazeta „Ostdeutscher Beobachter”. Z notatki prasowej wynika, że zostali ujęci przez posterunek miejscowej żandarmerii. Uciekinierzy chodzili po okolicy bez dokumentów i naszytych gwiazd Dawida. W 1943 r. w publicznej egzekucji powieszono kolejnych trzech Żydów z obozu swarzędzkiego. H. J. Majchrzak tak zapamiętał to tragiczne wydarzenie: […] Wiosną 1943 roku z naszej budowy uciekło trzech Żydów. Gdy o tym dowiedział się Emil Jung, natychmiast zgłosił o tym do gestapo w Poznaniu i wszczął pościg za nimi. Żydzi ci zostali niebawem ujęci, przez 3 dni byli zamknięci w piwnicy, a następnie w obecności Emila Junga i gestapowców z Poznania – na oczach całego obozu zostali powieszeni na terenie obozu. Samo wieszanie Żydów następowało na polecenie gestapo w ten sposób, że jedni Żydzi wieszali drugich Żydów. Nie pamiętam nazwisk powieszonych Żydów. Żydzi ci zostali pochowani w pobliżu obozu żydowskiego na polu.

Tragiczny epilog miała ucieczka nieustalonego z nazwiska więźnia, którego po schwytaniu przewieziono do obozu, a następnie wtrącono do komory odwszalni, gdzie z powodu panującej tam wysokiej temperatury i braku powietrza udusił się.

Podobnie dramatyczne opisy towarzyszą relacjom świadków o fizycznym znęcaniu się i zabijaniu Żydów przez członków załogi obozu i niemieckiego kierownictwa budowy. To wstrząsające relacje o zakopywaniu żywcem więźnia, zabijaniu łopatą, czy topieniu w latrynie obozowej. W szczególny sposób znęcali się nad więźniami Joseph Kramer i Theo Will. Trudne do oszacowania są straty osobowe poniesione w obozie w Swarzędzu. Wynika to zarówno ze stanu zachowania materiału źródłowego, przede wszystkim braku podstawowej do tego celu dokumentacji statystycznej, tj. urzędowej dokumentacji zgłaszania zgonów, jak i pełnej dokumentacji obozu. Obóz w Swarzędzu funkcjonował do 26 sierpnia 1943 r. Wówczas to na mocy wydanych wcześniej wytycznych  Reichsführera SS i szefa policji niemieckiej Heinricha Himmlera władze niemieckie przystąpiły do rozwiązania wszystkich obozów pracy przymusowej dla Żydów w Kraju Warty. Więźniów z obozu w Swarzędzu deportowano do obozu koncentracyjnego Auschwitz.

 

An e k s

Wykaz imienny Żydów deportowanych 18 grudnia 1939 r.

z obozu na Głównej do Ostrowa Lubelskiego

1. Osoby urodzone w Swarzędzu:

– Martin Scheibe – ur. 23.08.1909

– Albert Scheibe – ur. 07.01.1882

– Else Jakob z domu Kiwi – ur. 15.10.1886

– Herta Jakob – ur. 12.03.1922

– Gertrud Planter z domu Wolff – ur. 02.09.1892

– Juta Planter – ur. 17.07.1922

– Zygfryd Planter – ur. 04.08.1927

– Berta Reich z domu Oborniker – ur. 20.10.1899

– Ida Zielińska – ur. 06.11.1879

– Regina Abraham z domu Blauszpan – ur, 30.10.1869

– Doria Cohn z domu Rotholz – ur. 05.05. 1858

– Herta Cohn z domu Lewin – ur. 18.04.1893

– Wilhelm Rosenfeld – ur. 04.10.1886

– Klara Blatt – ur. 27.01.1861

– Hermine Jacobsohn z domu Badt – ur. 01.08.1884

 

2. Osoby urodzone i zamieszkałe w Swarzędzu

– Paula Lewin z domu Rotholz – ur. 24.04.1868

– Era Falian – ur. 25.04.1862

– Rudolf Griffel – ur. 23.12.1926

– Erika Griffel – ur. 04.11.1928

– Henryk Griffel – ur. 23.07.1930

– Anna Griffel – ur. 04.07.1934

– Rosa Poznańska z domu Hansee lub Nansse – ur. 01.05.1904

 

 

Źródło: Zeszyty swarzędzkie 2011  <-- KLIKNIJ TUTAJ

 

 

 

logo

Odwiedza nas 4 gości oraz 0 użytkowników.


Copyright © 2013. All Rights Reserved.